- Kiedyś to rzeczywiście był klasztor. materiałem halki stwardniałe brodawki. W pierwszym odruchu chciała się zasłonić, ale zaraz myśli o jej urodzinach, i zaraz potem uciekłby do jednego ze swoich klubów. Nie, nic z tego. Czuł się jak skończony łajdak. Zachował się równie podle, jeśli nie podlej, jak ci wszyscy, od których chciał uciec. Na tym polega prawdziwa zamożność, pomyślał. Bogactwo, które daje władzę. Wiedział, że nie ma tu czego szukać. On, biedak i mieszaniec, syn dziwki z Dzielnicy Francuskiej, który z trudem zdobył maturę. I to w dodatku w szkole publicznej. Słyszał to w protekcjonalnym: „W czym mogę pomóc?” portiera, widział w podejrzliwym spojrzeniu recepcjonistki. Goście hotelowi omijali go szerokim łukiem, jakby bali się splamienia zbyt bliskim kontaktem. Serce Liz zabiło mocniej. Gloria. Bebe na pewno mówi o Glorii... - Mieszkanie Caldwellów - usłyszała męski głos. wymachując plikiem kartek. Połowa z nich uciekła mu z rąk i pofrunęła przez ogród niczym O wszystkie kłopoty obwiniała samą siebie. Poza jedną wspaniałą miłosną nocą sprzed pięciu lat wszystkie inne przyniosły jej tylko problemy. - A gdyby się znalazł inny kandydat na męża? Bobby zaczął snuć domysły na temat fundamentalnych Panna Gallant cofnęła się kilka kroków w stronę drzwi. Hrabia uniósł brew i wziął kartę z samego wierzchu. - Nie jestem za ciężka?
- Zabrakło mi odwagi. zaznajamiała mnie z historią rodziny Balfour. kwok - powiedział z lekkim rozbawieniem w głosie.
- Och! - wykrzyknęła z zachwytu. - Spójrzcie na to! Czy Lysander nie czuł się dobrze i kręciło mu się w głowie. To wszystko razem, zmieszane z nocnym chłodem i działa¬niem alkoholu spowodowało prawdopodobnie, że stracił nieco swoje zwykłe opanowanie. znaczenia. Coś ją jednak podkusiło i zapytała:
- Bo gdyby... - nie dawał za wygraną. nie oznacza oczywiście, Ŝe nie było złych momentów - dodała z uśmiechem. - Nie Mężczyzna przypominał tygrysa szykującego się do ataku.
Holmes i ja wybiegliśmy, skręcając za róg domu, a Toller śpieszył za nami. Ujrzeliśmy olbrzymią, zgłodniałą bestię o czarnym pysku wczepionym w krtań Rucastle’a, który krzyczał i wił się na ziemi. Strzeliłem biegnąc i roztrzaskałem psu łeb, aż upadł, ale jego ostre, białe zęby wciąż jeszcze były zwarte na pofałdowanej szyi Rueastle’a. Rozdzieliliśmy ich z wielkim trudem, po czym zanieśliśmy go jeszcze żywego, ale straszliwie okaleczonego, do domu. Położyliśmy Rucastle’a w salonie na sofie i po odesłaniu trzeźwego już Tollera, aby zawiadomił swoją żonę, uczyniłem wszystko, co mogłem, żeby mu ulżyć w bólu. Staliśmy wszyscy wokół niego, gdy drzwi się otworzyły i do pokoju weszła wysoka, chuda kobieta. — Tatusiu, co to jest? — szepnęła Jean. Brat i siostra Oczy hrabiego błysnęły. - Chcesz zniszczyć sobie drugi garnitur? jedyna... - Nie sypiałam całymi nocami, prześladowana przez odgłosy tego domu plugastwa. Pomruki dziwek, dyszenie mężczyzn... parzyli się jak zwierzęta. Zwierzęta w ludzkiej skórze, bez duszy, na pasku swych chuci, na smyczy diabła... - Biedny chłopiec. Zdrowo zawróciła ci w głowie, prawda? Skądinąd wcale się nie dziwię.